Stoik z Sinuni

Jako starożytnik, żyjąc poniekąd tym umarłym światem, zawsze z sympatią spoglądałem na antyczny stoicyzm. Dziś nieco o stoicyzmie wśród żywych. W Iraku i nie tylko.

Stoicyzm przeżywa ostatnio renesans zainteresowania. Działa Centrum Praktyki Stoickiej, a książka Piotra Stankiewicza Sztuka życia według stoików cieszy się sporą popularnością, jak na kraj w którym powszechnie stroni się od czytelnia czegokolwiek. I nic w tym dziwnego. Odpowiednio przykrojony, stoicyzm świetnie odpowiada zapotrzebowaniom naszych czasów. Jako osoba niejednokrotnie ulegająca gniewowi, zniechęceniu, czy podejmująca pochopne nieraz decyzje, jestem może nieodpowiednią osobą, by mówić o tej filozofii. Jeżeli jestem stoikiem, to po wielokroć upadłym. Natomiast zaczepiony przez stronę Sztuka życia według stoików, dzielę się roboczym fragmentem  reportażu o… jezydach.

Skoro zostałem wywołany do tablicy...
Skoro zostałem wywołany do tablicy…

2006

Pani Profesor o puszystym nazwisku uczyła nas matematyki oraz niewzruszonych zasad moralnych. Walczyła z naszymi gustami muzycznymi i przykrótkimi koszulkami naszych koleżanek. Lekcje na temat funkcji x, uzupełniały poszukiwania moralnego wektora w ostatnich odcinkach „Na Wspólnej”. Serialowe rozważania Pani Profesor kończyła zwykle westchnieniami „dlaczego wy tego nie oglądacie, przecież to jest samo życie!”. Byliśmy klasą klasyczną, więc z matematyką klasycznie sobie nie radziliśmy. Wprawdzie byliśmy dopiero na początku naszej licealnej drogi, ale wielu rodziców niepokoiło się nadciągającą, obowiązkową maturą z matematyki. Awantury na wywiadówkach, liczne skargi i zażalenia do dyrekcji sprawiły, że w drugiej klasie opiekę nad nami przejęła inna nauczycielka. Nasze życie wypełniał odtąd sinus, cosinus i szeregi jedynek w dzienniku. Pani Profesor zresztą przeszła niebawem na zasłużoną emeryturę.

Wedlug Google, stoik to brodaty barbarzyńca. Chyba się nadaję ;)
Wedlug Google, stoik to brodaty barbarzyńca. Chyba się nadaję 😉

Tak się złożyło, że mieszkaliśmy na tym samym osiedlu. Wpadłem na nią jakoś przed maturami. Miałem już wówczas za sobą lekturę Epikteta, Marka Aureliusza i… brodę.

– Dzień dobry Pani Profesor! – powiedziałem grzecznie.
– A po kim ta broda? – spytała sądząc, że wzoruję się na jakimś muzyku rockowym. Słysząc to pytanie, wpadłem na pewien koncept.
– Marcus Aurelius – odpowiedziałem, starając się wymówić to tak, by zabrzmiało możliwie po amerykańsku.
– Co to znowu za grajek?
– Lider zespołu The Stoics

Do matury z matematyki nie podszedłem, bo nie musiałem. Ostatecznie ówczesny minister edukacji opóźnił wprowadzenie obowiązkowego egzaminu o rok. Nerwy tysięcy rodziców szarpały się niepotrzebnie.

Jezydzcy mężczyźni przed czajhanem, Sharia, luty 2016
Jezydzcy mężczyźni przed czajhanem, Sharia, luty 2016

2015

Czajhan w Sharia wypełniały krzyki oburzonych uchodźców. Co chwila były przerwy w dostawach prądu, a za moment miała grać Barcelona. Siedziałem na końcu sali i popijałem herbatę. W głowie roiły mi się przytłaczające wrażenia z pierwszego dnia pobytu. Nie opuszczały mnie też własne, przywiezione z polski zmartwienia. Jednym uchem słuchałem mojego tłumacza, który niechętnie odrywając się od fajki wodnej, opowiadał skąd pochodzili i kim byli ludzie siedzący przy naszym stoliku, zanim ich dotychczasowego życia nie przekreślili najeźdźcy z Państwa Islamskiego. Zainteresował mnie szczególnie pewien starszy jezyda, stale wpatrzony w ekran telefonu. Gdy zajrzałem mu przez ramię, akurat lajkował zdjęcie truskawek na Facebooku. Jakby wydarzenia ostatniego półrocza nie miały miejsca. Zapytałem Wissama o historię tego człowieka. Okazało się, że przed wojną miał warsztat i handlował samochodami w Sinuni. Uciekł z rodziną jednym samochodem, którego zresztą szybko zmuszony był sprzedać. Większość jego bliskich uszła z pogromu.

Graffiti z Sinuni zostawione przez ISIS. "Bardzani [prezydent autonomii kurdyjskiej] jest psem! Przyszliśmy Was zamordować!". Zdjęcie dzięki uprzejmości Wissama, przetłumaczył Dalzar Bahzani.
Graffiti pozostawione przez ISIS w Sinuni. “Barzani [prezydent autonomii kurdyjskiej] jest psem! Przyszliśmy Was zamordować!”. Wykonał Wissam Barkat, przeł. Dalzar Bahzani.

Miasteczko Sinuni, leżące na północ od Dżebel Sinjar, niedawno zostało odbite przez Peszmergów. Gdy ustabilizowała się sytuacja, uchodźcy małymi grupami rozpoczęli pielgrzymki do wyludnionych miasteczek w poszukiwaniu resztek pozostawionego dobytku. Przedwczoraj pojechał i on. Znalazł swój dom splądrowany i częściowo spalony. Z warsztatu islamiści wywieźli wszystko, co przedstawiało sobą jakąkolwiek wartość, zostawiając gołe ściany. Wissam wyliczał mi dokładnie wszystkie jego straty. Nie zdawałem matury z matematyki, ale z przeliczenia dinarów na dolary, a dolarów na złotówki wyszło, że dysponował majątkiem o wartości przekraczającej milion złotych. Dziś został mu telefon komórkowy, trochę ubrań, parędziesiąt dolarów na miesiąc i mieszkanie w przepełnionym namiocie. Poprosiłem Wissama o wciągnięcie go do rozmowy, dzięki czemu usłyszałem relację o wyjeździe do Sinuni od niego samego. Gdy skończył, spytałem, jak sobie radzi z utratą majątku.

Inshallah. Nie troszczę się o to, co nie jest zależne ode mnie.

Nie wiem, jak potoczyły się jego dalsze losy. W tym roku nie spotkaliśmy się w Sharia. Nie wiem nawet, jak się nazywał, bo ten szczegół umknął jakoś w moich notatkach. Jednak mimo wielu przeczytanych stronic, to anonimowy stoik z Sinuni dał mi najlepszą lekcję stoicyzmu, jaką mogłem otrzymać.


Powyższy tekst stanowi skrócony na potrzeby strony fragment przygotowywanego przeze mnie reportażu o roboczym tytule: “Wojna i spokój. Książka o jezydach, Homerze i paru ważnych rzeczach”. Może kiedyś zdołam go ukończyć.