Chrzest płodów? Medycyna pastoralna początków XX wieku.

W ostatniej debacie o aborcji, wzburzenie lewej strony sceny politycznej wywołała wypowiedź prezesa PIS o tym, że nawet zdeformowane płody powinny mieć szansę na to, by się urodzić i zostać ochrzczonymi*. Z czystej ciekawości, zadałem sobie pytanie, czy w tradycji kościoła możliwe było ochrzczenie kogoś przed porodem.

Chrzest wśródmaciczny

Medycyna pastoralna z początków XX wieku.
Medycyna pastoralna z początków XX wieku.

Z pomocą przyszedł podręcznik medycyny pastoralnej z początków XX wieku, napisany przez Juliusza Czarneckiego. Ów gnieźnieński doktor kierował go do kleru, różne trudne medycznie kwestie rozstrzygając autorytetem teologii. Czarnecki opisał wiele ważkich spraw, takich jak np. “Dotyki i spojrzenia nieskromne; emancypacya kobiet”, czy “Samogwałt (onania czyli masturbacya)”, przyjrzyjmy się jednak bliżej kwestii chrztu. Czarnecki uważa, że w wypadku zagrożenia płodu, lekarz jest zobowiązany udzielić tego sakramentu. Może go uczynić praktycznie każda osoba (pod warunkiem intencji), nawet ateista (“niedowiarek”) czy heretyk. Dobrze by było, gdyby nie była to akuszerka, bo w ich wykształcenie i rzetelność autor nie wierzy. Stosowna formułka (“Ja ciebie chrzcę w imię Ojca i Syna i Ducha św. – Ego te baptizo in nomine Patris et Filii et Spiritus Sancti”) musi jednak zostać wypowiedziana dokładnie, bez opuszczenia ani dodania żadnego słowa.

Czarnecki zaznacza, że w wypadku przedwczesnych porodów czy poronień, płód bardzo często przychodzi na świat w błonie porodowej. Wykonany na niej chrzest, “opierając się na nowoczesnych już spostrzeżeniach anatomicznych“, uznaje się jednak za nieważny! Ponieważ nauka uznała błony porodowe za część ciała matki,  należy ją rozciąć przed udzieleniem sakramentu.

Dalej możemy u Czarnieckiego przeczytać skomplikowaną operację “chrztu wśródmacicznego“, dokonaną przy pomocy… strzykawki!

(…) Za pomocą strzykawki możemy zawsze przez mały otwór, sztucznie zrobiony w błonach płodowych, polać wodą część ciała dziecka. Przy tej sposobności zaleca się wprowadzenie strzykawki przy pomocy palca, ażeby się tym sposobem przekonać, czy doprowadzona woda rzeczywiście w bezpośrednią styczność przychodzi z odnośną częścią ciała dziecięcego. Chrzest wśródmaciczny albo też dla krótkości maciczny, dokonany z zamoczonym w wodzie palcem, jest w każdym razie natury bardzo problematycznej, gdyż na palcu się znajdująca woda przy wprowadzaniu palca do części miękkich narządów porodowych zwykle z niego bywa startą, a przynajmniej znacznie zmięszaną śluzem lub innemi nieczystemi domieszkami. Dozwolone dokończenie chrztu za pomocą strzykawki, zawierającej wodę, potwierdza Gury, jeden z najwybitniejszych autorów teologicznych.

Przyznam, że w całej zawiłości wywodu (także partii nie cytowanej powyżej), nie mogę rozeznać, czy dokonuje się tej czynności tylko w wypadku poronienia, czy też istnieje taka możliwość przed porodem/poronieniem, w ciele matki (na co wskazywałaby nazwa operacji).

Chrzcić rosołem, czy piwem?

Ażeby chrzest był ważnym, należą do tego cztery warunki i to prawdziwa materya (materia remota nec non proximo), prawdziwa forma, prawdziwa intencya (intentio) chrzcącego (ministri) i prawdziwy przedmiot (chrześniak) »subjectum.«.

Wśród szokujących współczesnego czytelnika niuansów, pojawia się zagadnienie materii, poprzez którą udziela się chrztu. Najlepsza jest oczywiście woda, a autor podsuwa czytelnikom różne nietypowe źródła jej pochodzenia. Jak najbardziej wykorzystać nawet “wodę zebraną z pary, lub wodę spływającą z wilgotnych ścian, z liści, wodę zaprawioną innemi domieszkami”. Jednak czasem i taka woda jest niedostępna. Co wówczas począć? Jeśli dziecku grozi śmierć, można wykorzystać “materię wadliwą”. Formula chrztu zostaje rozszerzona o frazę “»jeżeli ta materya jest wystarczającą (si haec materia sit sufficiens).«, a sakramentu można udzielić przy pomocy następujących substancji:

“Materyą wątpliwą jest: slaby bardzo rosół, słabe piwo, słaba kawa i herbata, woda, w której sól jest rozpuszczona, płyn z winnej macicy lub z innych roślin; zupełnie zaś nieważną materyą jest mleko, krew, łzy, pot, ślina, plwociny, mocz, woda płodowa, wino, oliwa, piwo mocne, atrament, śnieg, lód, mocny rosół z tłuszczu, mocna kawa i mocna herbata i inne płyny, które nie są dostatecznie rozrzedzone.”

Niestety, Czarnecki nie pisze, od jakiego woltażu piwo jest uznawane za mocne. Łatwo śmiać się z wiary ludzi sprzed ponad stu lat. Łatwo dziwić się iście talmudycznym niuansom wywodów Czarneckiego. Należy pamiętać, że do kwestii udzielenia chrztu konającemu dziecku (czy wręcz ledwie uformowanemu płodowi), podchodzono wówczas poważnie. Pamiętajmy, że dawniej nieochrzczone dzieci umieszczano w tzw. limbus puerorum, “otchłani niemowląt”. Z rodzinnych historii pamiętam, że niesamowitej gimnastyki wymagało pochowanie mojego starszego brata (ur. 1986 r.), zmarłego w połogu, w święconej ziemi. Jako starożytnik nie czuję się ekspertem od nowszej historii kościoła, nie mniej wedle mojej wiedzy, dopiero niedawno złagodniało podejście Kościoła do kwestii losu pośmiertnego nieochrzczonych dzieci. W tej kwestii wypowiadała się np. Rada Naukowa Konferencji Episkopatu Polski z 2002 r. (link), czy Benedykta XVI (link).

Zaśniad. Potwór.
Zaśniad. Potwór.

Które potwory winno się ochrzcić?

Wśród rozważań Czarneckiego, niezwykle interesujące (i pokazującye olbrzymi rozmiar przemian kulturowych, jakie dokonały się w przeciągu ostatnich stu lat), są rozważania o tym, jak rozróżnić, czy to co się urodziło jest człowiekiem!

“Należy się teraz zastanowić nad następującemi trzema pytaniami:

1. Jest to, co przed sobą widzimy, człowiekiem?
2. Czy żyje ten człowiek?
3. Czy w urodzonym potworze mamy do czynienia z jednym osobnikiem, czy też z więcej osobnikami?
Co się tyczy pierwszego pytania, to sądzę, że wątpliwość, czy to, co z łona matki się urodziło, jest człowiekiem, zachodzić może jedynie przy potworach.

Określenie niestandardowo wyglądającego dziecka jako potwora (łac. monstrum) ma długie, sięgające antyku korzenie. Źródła od starożytności po epokę nowożytną pełne są historii o potwornych dzieciach, których narodziny zwiastowały zazwyczaj straszliwe wydarzenia i kataklizmy. Przyznam, że zdziwiło mnie przeczytanie podobnego określenia w podręczniku napisanym na początku XX wieku przez – bądź, co bądź- lekarza. Jak jednak Czarnecki definiuje “potwora”?

Według naszego przekonania stanowisko zasadnicze, przez moralistów postawione, jest tak jasne, że pod tym wzglądem żadna wątpliwość nie może zachodzić, gdyż możliwość zapłodnienia pomiędzy człowiekiem a zwierzęciem stanowczo jest wykluczona. [tj. niemożliwa jest chimera zwierzęco-ludzka- dop.] Główka urodzonego dziecka czyli płodu uledz może rozmaitym zniekształceniom do tego stopnia, że wygląd człowieka może być w wysokiej mierze upośledzonym, jak n. p. przy półgłówkach (Hemicephalus) albo przy płodach bez głowy (Anencephalus), przy których twarz ogromnie jest rozwiniętą. Jakkolwiek takie stworzenia są niezdolne do prowadzenia życia pozamacicznego, to w każdym razie winno się je uważać za ludzi i winno się je ochrzcić. W ogólności należy, wszystkie potwory, które się odznaczają główką i piersią, uważać za ludzi. Przytem zauważyć musimy, że potworów z główką i bez piersi albo odwrotnie potworów z piersią a bez główki nie znamy.

Są jednak potwory, których nie należy chrzcić:

“Natomiast rodzą się niekiedy bezkształtne masy, u których żadnego znaku życia odkryć nie możemy. Takie masy bezkształtne, dochodzące do rozmaitej wielkości, nazywamy zaśniadami (Mola). Podobne są one często do kawała bezkształtnego mięsa, albo też mają kształt i podobieństwo do winogrona większych rozmiarów. Z tego też powodu, ponieważ ani znaku główki, ani piersi, ani też jakiegokolwiek życia odkryć nie możemy, nie uważam żadnego zaśniadu za człowieka, i ztąd też chrzest u zaśniadów stanowczo jest wykluczony.”

Dla niewiedzących, czym są zaśniady, proponuję lekturę bardziej fachowego źródła niż mój blog (link).

W świetle wywodów Czarneckiego, można powiedzieć, że w niektórych wypadkach, przy użyciu strzykawki, możliwy wydaje się chrzest przedporodowy (“wewnątrzmaciczny”), a także udzielenie chrztu żyjącemu, acz poronionemu dziecku. Autor wykazuje rozeznanie w ówczesnej katolickiej etyce medycznej, należy jednak pamiętać, że powyższe wywody stanowią w pewnej mierze jego interpretację i kompilację źródeł. Miejscami mogą się kłócić z oficjalną wówczas wykładnią rzeczonych zagadnień. Zbyt mało wiem o niuansach myśli katolickiej tamtych czasów, by pokusić się o jakaś zdecydowaną puentę.

Może warto dodać na koniec, że podobnych podręczników powstawało wówczas trochę (np. Józefa Sebastiana Felczara, późniejszego świętego). Ten Czarneckiego musiał być dość popularny, skoro po pięciu latach od pierwszego wydania (1905 r.), doczekał się wznowienia.


Bibliografia

J. Czarnecki, Medycyna Patoralna. Podręcznik dla Kleru Katolickiego, wyd. drugie, Gniezno 1910. (link)
O zaśniadach można poczytać na świetnym blogu Patolodzy na klatce (link).
Przede mną ten temat (w węższym zakresie) poruszył portal Racjonalista.pl (link).

*- Dla tego tekstu nie jest istotne, na ile to streszczenie rzeczywiście oddaje myśl Jarosława Kaczyńskiego. Prezes PIS po słynnym zdaniu: “Będziemy dążyli do tego, by nawet przypadki ciąż bardzo trudnych, kiedy dziecko jest skazane na śmierć, mocno zdeformowane, kończyły się jednak porodem, by to dziecko mogło być ochrzczone, pochowane, miało imię“, w dalszej części wypowiedzi starał się (?) nieco złagodzić szokujący dla wielu przekaz.